Siedzę w pracy, z niepokojem obserwuję jak śnieg zaczyna coraz mocniej sypać, akurat dzisiaj auto zostawiłam pod domem. Nie mam pojęcia dlaczego, jeszcze kilka godzin temu, powrotny spacer wydawał mi się bardzo dobrym pomysłem. Nie przestaje padać a ja oczami wyobraźni wyobrażam sobie siebie po 5 minutach spaceru. Czerwony z zimna czubek nosa, skostniałe palce (rękawiczki razem z autem zostały na parkingu przed domem) i włosy skręcone z nadmiaru wilgoci. Zimowy, relaksujący spacer powoli zaczyna się zamieniać w pośpieszny powrót.
W głowie układam sobie plan. Ok, kupione kakao w pobliskiej kawiarni rozgrzeje mi dłonie, włosy owinę szalem - nie będzie tak źle.
Opatulona szalem, energicznym krokiem ruszam przed siebie. Oczami wyobraźni już ogrzewam się słodkim napojem, ta droga powrotna nie będzie taka zła, pierwsze 200 m za mną. Przystaję na przejściu dla pieszych, mijam kolejne uliczki, jeszcze 300 metrów i pierwszy etap mroźnej wyprawy będzie za mną. Nie wiem kiedy ją zobaczyłam. Skulona w sobie czekała na zielone światło, w jednej dłoni siatka a w drugiej laska, zabrakło trzeciej dłoni, która przytrzymywałaby zsuwający się szalik. Dlaczego nie? pomyślałam i podeszłam. Uśmiechnęłam się a ona popatrzyła na mnie tak jakby doskonale mnie znała. Po 20 minutach stałam pod jej domem z siatką zakupów w dłoni. Ona znała moje imię a ja historię jej wielkiej miłości.
Wracając do domu ominęłam kawiarnię, żadne kakao nie musiało już mnie rozgrzewać...
Takie chwile budują, pomagają, dodają energii... A teraz jakoś tak bardzo jej potrzebuję. Smutek zakradł się do domu wraz z chorobą Tofika i takie małe szczęścia nakręcają do walki.
Takie małe szczęścia kulinarne też pozytywnie doładowują. Czekając na wyniki badań naszego futrzaka ciężko skupić się na kreatywnym gotowaniu, idę na łatwiznę a jeżeli przy okazji efekt jest tak smaczny, to nawet lepiej.
Trzymajcie proszę kciuki za Tofika i zostawiajcie czasami auto na parkingu pod domem... nigdy nie wiadomo jakie anioły można spotkać po drodze do domu :)
Składniki dla 3 osób:
- 2 łodygi selera naciowego
- 1 szklanka szpinaku baby
- 1 duży banan
- Sok z 2 pomarańczy
- 1 łyżka miodu
- 1/2 szklanki wody
- 8 listków świeżej mięty
Przygotowanie:
Seler myjemy i kroimy w drobną kostkę, liście szpinaku myjemy. Wszystkie składniki umieszczamy w blenderze i miksujemy do uzyskania gładkiej konsystencji (przez około 2 minuty).
Koktajl podajemy od razu.
Na zdrowie!
Jesteś niesamowita:)
OdpowiedzUsuń:****
Usuńłyk zdrowia!
OdpowiedzUsuńdokładnie :)
UsuńŚwietne zdjęcia, aż ma się ochotę spróbować, zwłaszcza, że nigdy nie spożywałam koktajlu z warzywami :)
OdpowiedzUsuńEmilia bardzo, bardzo polecam!!
Usuńbardzo sie wzruszyłam....piękna historia. Aż zazdrośc bierze że mnie to nie spotakało, a może i spotkało tylko inaczej.. tak warto się czasami nad sobą zatrzymać:)
OdpowiedzUsuń... na pewno spotkało, każdy na swojej drodze spotyka takie Anioły, przy których warto się na chwilę zatrzymać ...:)
Usuńjesteś aniołem i cieszę się że mogę Cię mieć na co dzień! dziękuję :* kochana Tofikowi przesyłam moje zdrowie, a Wam energię!
OdpowiedzUsuńPS. Anioły mają dożywotnio wypisaną receptę na szczęście!będzie dobrze!
Kochana moja :**** Dziękuję Ci <3
UsuńBo takie sytuacje są najcenniejsze w życiu: )
OdpowiedzUsuńKoktajl ma piękny kolor, muszę w końcu spróbować takiego zielonego stwora; )
Cudna historia, pozdrawiam ciepło!
OdpowiedzUsuń